Wstyd się przyznać, ale do tej pory praktycznie nie sięgałem po prozę Stanisława Lema. Chyba jedyny kontakt z tym autorem miałem w podstawówce, przy omawianiu któregoś z opowiadań, ale było to na tyle dawno, że szczegółów nie jestem w stanie sobie przypomnieć.
Cały czas miałem jednak na uwadze, aby przy okazji sięgnąć po jakąś pozycję Lema. Okazja nadarzyła się, kiedy w Empiku trafiłem na kilka tytułów w bardzo ładnych wydaniach Wydawnictwa Literackiego.
Wybór padł na “Solaris”, jako chyba najpopularniejszą pozycję z dorobku autora, a do tego kilka lat temu już obejrzałem film z Clooneyem, więc przyszedł czas skonfrontować z literackim oryginałem. Kilka miesięcy książka i tak przeleżała u mnie na półce – miałem pewne obawy, czy zaczynać czytanie Lema od tej książki, gdyż trafiałem na opinie, że jednak lepiej na początek zapoznać się z innymi tytułami. Ostatecznie kilka dni temu skończyłem czytać i stwierdzam, że obawy były niepotrzebne.
Czy warto przeczytać “Solaris”? Moim zdaniem tak. Autorowi udało się przedstawić wciągającą historię, której akcja toczy się przez większość czasu w jednym miejscu, na stacji badawczej. Lem umiejętnie połączył wątki fantastyczne z ludzkimi dylematami, operując przy tym na tyle prostym językiem, że czyta się całość lekko i bez większych problemów.
Ode mnie “Solaris” dostaje 8/10.