Są takie filmy, do których czuje się wyjątkowy sentyment. Dla mnie jest nim “Król Lew” z 1994 roku. Był to pierwszy film, który obejrzałem w kinie. Miałem wtedy 6 lat i na seans wybraliśmy się z kilkoma grupami “zerówki”. W pamięć szczególnie wrył mi się moment śmierci Mufasy, kiedy łzy w oczach mieli chyba wszyscy, łącznie z naszymi opiekunami. Możliwość obejrzenia wtedy tego filmu była dla nas ogromnym przeżyciem.
Wczoraj ponownie włączyłem “Króla Lwa”, tym razem na mniejszym ekranie, w zaciszu własnego mieszkania. Tym razem nie płakałem, ale w jednym momencie już czułem zbierające się w oczach łzy:) Po latach, wielu innych obejrzanych filmach, animacja nie wzbudziła już tak mocnych emocji, jednak wciąż uważam, że jest to jedna z bardziej wartościowych produkcji tego gatunku, jaka powstała. Wspaniała historia z przesłaniem, wzruszająca, ale też powodująca momentami uśmiech na twarzy. I tak jak wspomniałem na początku, czuję do tego filmu ogromny sentyment, że w zasadzie nawet nie chcę próbować doszukiwać się w nim jakichkolwiek wad.
Zdecydowanie warto czasem wrócić do tego tytułu, jak również posłuchać świetnej muzyki z filmu. Po oryginalnymi wykonaniami, wrażenia w tej kwestii zapewnia Studio Accantus. Kilka ich aranżacji piosenek z filmu oraz jednej z musicalu o tym tytule znajdziecie poniżej.